Mit 8-godzinnego snu
Mówiono nam wiele razy, że 8-godzinny sen jest idealny, lecz nasze ciała twierdzą co innego.
Zawsze miałem jakieś problemy ze snem. W okresie dojrzewania, każdy poranek był swoistym piekłem. Dalekie dojazdy do szkoły oznaczały pobudkę o 6:00, kiedy jeszcze było ciemno, następnie tulenie się do grzejnika w łazience, podczas gdy próbowałem wyrwać się ze stanu przypominającego częściowy paraliż. Na widok jajek żołądek odmawiał mi posłuszeństwa więc z domu wymykałem się zazwyczaj bez śniadania. Kiedy byłem w czwartej klasie, moja mama zauważyła, że po szkole drzemię przed telewizorem do czasu obiadu zamiast bawić się z dziećmi na zewnątrz. „Letarg z nieznanych powodów,” stwierdził doktor.
Trygonometria w liceum rozpoczynała się o 7:50. Oblałem zajęcia, ogłupiony sennością. Radość z nauki powróciła dopiero na studiach, kiedy mogłem ułożyć swój plan zajęć w godzinach wieczornych. Moja decyzja wyboru studiów doktoranckich była tłumaczona głównie tym, że po zakończeniu magisterki powróciłby horror bezsenności i wyczerpiania, którego na pewno dostarczyłaby mi praca w systemie 9 – 17.
Przed trzydziestką zacząłem budzić się w środku nocy i nie mogłem zasnąć przez kilka godzin – co jest charakterystyczne dla żeńskich zmian hormonalnych. Czuwałem w nocy przestraszony i opętany myślą o zmęczeniu i dysfunkcji następnego dnia. Obok łóżka trzymałem arsenał broni do walki z bezsennością: saszetki z lawendą, płyty z muzyką usypiającą a nawet wypchanego pluszaka który grał dźwięki oceanu. Kolekcjonowałem lekarstwa – waleriana, melatonina, nytol – które spowodowały, że bezsenność wróciła w momencie odstawienia ich.
Senna wróżka nadal mi umykała.
Ostatnio opowiedziałem lekarzowi o swoim problemie, zawstydzony bezradnością w czymś, co potrafią dzieci i gryzonie na zawołanie. Kiedy zapytałem o Zolpidem, spojrzał na mnie jakbym bym uzależniony i dał mi wykład na temat niebezpieczeństw stosowania „substancji kontrolowanych”. Polecił mi zachowanie „higieny snu”, czyli np. rezerwowanie mojej sypialni jedynie do spania, co było niemożliwe, jako iż moje mieszkanie jest w stylu studio.
Konwencjonalna wiedza medyczna zaprowadziła mnie do nikąd. Dlaczego miałem używać sypialni tylko do spania, podczas gdy żadne inne ssaki tego nie potrzebują? Kiedy przez większość naszej historii ludzie nie potrzebowali? Nasi przodkowie walczyli z małymi i dużymi bestiami, spali byle gdzie, podczas gdy wahania temparatury były ogromne. I nadal spali. Jak oni to robili?
Zdecydowanie inaczej niż my, okazuje się.
Mit 8-godzinnego snu
Pościg za prawdą o śnie oznacza brnięcie przez labirynt nauki, konsumpcjonizmu i mitu. Badacze mieli śladowe pojęcie o tym, z czego właściwie składa się „normalny” sen. Czy chodzi o to ile godzin śpisz? O długość snu w konkretnych fazach? Przemysł farmaceutyczny zaleca stosowanie lekarstw, które nie działają. Średni czas snu wydłuża się o zaledwie kilka minut, w wypadku stosowania zalecanych środków medycznych. I – niespodzianka! – lekarze niedawno powiązali lekarstwa nasenne z rakiem. Mamy materace z pianką memory, kliniki snu i szereg innych strategii aby położyć nas skutecznie spać. Tymczasem narzekamy na sen więcej niż kiedyś.
Wina za obecne zaburzenia snu jest zazwyczaj zrzucana na Thomasa Edisona, którego żarówka elektryczna zmieniła noc z czasu na odpoczynek w potencjalnie niekonczący się czas aktywności i pracy. Rzecznicy rozwijającej się kultury przemysłowej pchali dalej tezę o zwolennictwie pracy nad snem i samym śnie jako leniwym dogadzaniu sobie.
Lecz jest coś jeszcze, czego dowiedziałem się googlując podczas kolejnej bezsennej nocy. Artykuł na stronie BBC zatytułowany „The Myth of the 8-Hour Sleep” całkowicie zmienił mój sposób patrzenia na sen. Artykuł mówił o czymś, co ciało zawsze wyczuwało, nawet gdy umysł miotał się bezradnie.
Okazuje się, że psychiatra Thomas Wehr przeprowadził eksperyment jeszcze w latach 90., w którym ochotnicy byli przetrzymywani w ciemnościach przez 14 godzin dziennie, przez okres 30 dni. Kiedy ich sen się wyregulował, pojawił się dziwny model. Ochotnicy spali najpierw przez 4 godziny, następnie budzili się na 1 – 2 godziny zanim znów zasnęli na kolejne 4 godziny.
Historyk Roger Ekrich nie był zaskoczony tym wzorcem. W 2001 opublikowany został jego przełomowy wynik badań, trwających 16 lat. Odkrył coś niesamowitego: ludzie nie ewoluowali aby spać w nocy jednym solidnym snem. Aż do niedawna, spali w dwóch etapach. Tadam.
W jego książce At Day’s Close: Night in Times Past, Ekrich prezentuje ponad 500 dowodów na te dwa różne etapy snu, znane jako „pierwszy sen” i „drugi sen”, wydobyte z pamiętników, akt sądowych, podręczników medycznych, badań antropologicznych i literatury, w tym m. in. Odysei Homera. Jak astrolabium wskazujące zapomnianą gwiazdę, te dowody wskazywały na pierwszy sen mający miejsce około dwóch godzin po zmierzchu, następnie 1 – 2 godzinny okres bezsenności i drugi sen.
Ten okres bezsenności, w niektórych kulturach nazywany „czuwaniem”, był wypełniony różnymi czynnościami, w tym przynoszeniem zwierząt na modlitwy. Niektórzy odwiedzali wtedy sąsiadów. Inni palili fajkę i analizowali swoje sny. Często odprężali się w łóżku czytając, rozmawiając ze współlokatorami lub mieli o wiele bardziej odświeżający seks niż my, nowocześni ludzie mamy zazwyczaj w wieczornej porze. Nawet w XVI wieku doktor zalecił pacjentowi seks po pierwszym śnie jako najlepsze urozmaicenie.
Niestety dwa etapy snu i ich magiczny okres pomiędzy zostały zapomniane doszczętnie do XX wieku.
Historyk Craig Koslofsky zagłębił się w przyczyny tej wielkiej zmiany w ludzkim zachowaniu, w jego nowej książce Evening’s Empire. Wskazuje on, że przed XVII wiekiem ktoś musiał być głupcem żeby chodzić po nocy, gdzie bandyci i złodzieje czyhali w każdym ciemnym zaułku. Tylko bogaci ludzie mieli świece ale nawet oni nie mieli zamiaru wyruszać nigdzie w nocy. Uliczne oświetlenie i inne trendy stopniowo zmieniły, aż w końcu nocne wyjścia stały się modne a leżenie w łóżku było postrzegane jako oznaka lenistwa. Rewolucja przemysłowa postawiła wykrzyknik nad pojęciem czuwania. W XIX wieku, uczeni stawiali na pojedynczy, nieprzerwany sen.
Mówiono nam wiele razy, że 8-godzinny sen jest idealny. Niestety, w wielu przypadkach nasze ciała mówiły nam coś innego. Ponieważ nasza pamięć kolektywna została wymazana, obawa o czuwanie w nocy nie pozwala nam spać jeszcze dłużej, w wyniku czego nasz obowiązkowy 8-godzinny sen mógł sprawić, że jesteśmy bardziej podatni na stres. Długi okres odpoczynku, który zwykliśmy mieć po ciężkim dniu pracy mógł być zdecydowanie lepszy dla naszego umysły niż yoga w małej sali.
Po tym czego się dowiedziałem, wyruszyłem na poszukiwanie straconego snu.
Cofnięcie się do poprzedniego życia
We wgłębianiu się w pojęcie snu zaciekawiło mnie najbardziej swoiste uczucie więzi ze starożytnymi ludźmi i światem, który dawno nie istnieje, bez życia z elektrycznymi udogodnieniami przemysłu. Tak jak w dokumencie Wernera Herzoga Jaskinia zapomnianych snów, zostajemy wciągnięci w życie przodków, żyjących w jaskiniach w południowej Francji, którzy malowali ściany owej jaskini fenomenalnymi obrazami. W ten sposób odczytujemy o czym śnili, rozmyślali nasi przodkowie.
Jestem pisarzem i redaktorem, który pracuje w domu, bez dzieci, więc miałem ten luksus przez ostatnich kilka tygodni oddać się jedynie nowej (a właściwie bardzo starej) metodzie spania. Na poczucie senności wczesnym wieczorem patrzyłem jak na prezent i wskakiwałem do łóżka kiedy tylko czułem, że potrzebuję choćby odrobiny snu. Na 1 – 2 godzinny okres bezsenności staram się patrzeć jak na magiczny, błogosławiony moment, gdy moja skrzynka pocztowa przestaje się zapełniać a drażniące odgłosy miasta cichną.
Zamiast udawać się do łóżka z obawą, starałem się podejść do sprawy w hedonistyczny sposób, odsuwając od siebie wyrzuty sumienia, z powodu niewykonania rzeczy które muszę zrobić. Zacząłem przyciemniać światła na kilka godzin po zmierzchu i zmieniłem swój sposób postrzegania snu, już nie jako jedynie przerywnika w ciągłej pracy, lecz jako fantazji, odpłynięciu, chwili bezczynności, wejściu w niemalże stan medytacji.
Książki, które czytałem wieczorem były specjalnie wybrane aby łączyć się z sennym rozmyślaniem naszych przodków w trakcie czuwania. Pozycje takie jak Love’s Body Normana O. Brown’a czy Mirrors Eduarda Galeano pozwalały wejść w stan refleksji, czym nocna pora wydaje się być. Objaśnienie marzeń sennych Freud’a byłoby kolejnym znakomitym wyborem i wiem z doświadczenia, że czytanie tej książki przed snem wywołałoby najbardziej żywe, bogate podróże umysłu.
We śnie, cofamy się do nieco bardziej prymitywnego stanu. Udajemy się na psychiczną ekspedycję archeologiczną. To jest częściowo powodem dlaczego Freud głosił, że sny to królewski trakt do podświadomości i ściągnął swoje metafory od badaczy, którzy przedzierali się przez warstwy historii starożytnego Egiptu, odkrywając relikty i zapomniane marzenia. Duchy unoszą się nad nami kiedy kładziemy się do odpoczynku. Nasze tożsamości rozkładają się i stajemy się stworzeniami, których rytm bierze się z księżyca i morza, zamiast zegara i komputera.
Podczas gdy dowiadujemy się więcej, możemy zdać sobie sprawę, że przeniesienie snu i odpoczynku na wyższy priorytet w naszym życiu może być tak samo ważne dla samopoczucia jak sposób odżywiania i lekarstwa które nas leczą. Jeśli będziemy sobie cenić czas cudownego wypoczynku, możemy mieć o wiele więcej do zaoferowania w ciągu dnia.
źródło: www.alternet.org